mówiłam Wam, że Cafe Factotum odwiedzamy często i w różnej konfiguracji. On i ona, on, ona, on i znajomi, ona i znajomi, on, ona i znajomi, cokolwiek chcecie. Tym razem wizyta miała charakter damski i zdecydowanie pojedynczy. Wszystko to za sprawą jego, bo kazał na siebie czekać! Ah ci faceci! Znajome twarze za ladą, znajoma kawa (równie pyszna, jak zawsze), znajomy wystrój, znajomy spokój i i relaks.
W tej scence występuje ja, kawa, a dodatkowo jeszcze książka. Dodać można zatem, że scenka jest iście idylliczna. Delikatny uśmiech na twarzy przysparza jeszcze para staruszków, która wynurza się ze słonecznego dnia, prosto w ocienienie kawiarni i prosi o piwo oraz kawę. "Macie piwo?", "Mamy!". Wszystko jasne.
Potem jeszcze kilka dodatkowych osób, aż na koniec brak miejsc. To również mnie cieszy, bo zawsze jest miło, gdy inni doceniają to, co dobre.
Podsumujmy więc te wizytę kilkoma wyrazami: pyszna, kawa, ciekawa książka, Mendoza, relaks i spóźniony mąż. Ot, piątek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz