sobota, 8 listopada 2014

Cafe Factotum

No i doczekałam się! Cafe Factotum już od jakiegoś czasu serwuje też coś, co nadaje się nie tylko na deser :) Cóż to może być? Tarty wytrawne (dzieje się to już stosunkowo długo, ale zwykle brakowało pomyślnych wiatrów, żeby tam zawitać. Dziś stało się inaczej). Ze względu na różne okoliczności dnia dzisiejszego kroki nasze skierowały się właśnie tam i właśnie po to.
Zanim jednak o tartach, to przyznać muszę, że szkoda wielka, że ilekroć ostatnio tam wchodzę wieje pustką. Czyżby jakaś niewidzialna siła wywiewała klientów? Sprawdzałam smak kawy i nie zmienił się, smak czekolady nie zmienił się, smak sernika nie zmienił się. Co się więc zmieniło?
Mam pewne podejrzenia, którymi oczywiście się z Wami podzielę (wiadomo :) ). Otóż ostatnio nie miałam zbyt wiele czasu, żeby rozkoszować się pyszną kawą z mojej ulubionej kawiarni, tym bardziej więc cieszyłam się, ilekroć mogłam się tam udać. Za każdym razem jednak trafiałam na zupełnie nową osobę za kontuarem. Nie spotkałam nikogo ze starej ekipy (poza moją ulubioną blondynką, zupełnie nie tam, w zupełnie nie kawowych okolicznościach :) ), za to sporo nowej. No właśnie... niby wszystko się zgadza, bo są mili, wszystko podane jest jak najbardziej dobrze, uśmiechają się, życzą smacznego, delikatnie zagadują i ogólnie lśnią i błyszczą, żeby tylko dobrze było, ale jednak brakuje tego czegoś. Wszystko to takie powierzchowne i niestety nie ma chemii, która poprzednio aż wręcz wybuchała, niezależnie od tego, kto z moich znajomych w Cafe Factotum się pojawiał. Rozmowy, zamówienia, żarty, uprzejmości i small talki wychodziły naturalnie, spontanicznie i zupełnie na luzie. Teraz da się niestety odczuć, że dla nowej obsługi to praca tymczasowa i niekoniecznie wymarzona, że wiedzą co to profesjonalna obsługa, sprawdzają się w tym, za co im płacą, ale jest to takie mechaniczne. Szkoda :( Tak, czy inaczej dzisiaj udało mi się trafić na kogoś, kto troszkę bardziej przypominał starą ekipę. Na szczęście.
Wtarabaniliśmy się z wózek, zrobiliśmy małe przemeblowanie (Cafe Factotum to nie jest knajpa przystosowana dla małych dzieci, ale nam to nie przeszkadza, w końcu nie wszędzie na świecie musi być przewijak i krzesełko do karmienia!), złożyliśmy zamówienie i przyszło nam troszkę poczekać (około 15/20 minut) na dwie latte grande i dwie wytrawne tarty podawane z trzyskładnikową sałatką. Troszkę długo, zwłaszcza, że byliśmy jedynymi klientami (a tarta była gotowa i stała w gablotce), ale towarzystwo było miłe, sporo tematów do omówienia, sporo literatury w telefonie do poczytania i sporo do przemyślenia, także nie będziemy narzekać.
Tym bardziej, że jak tarta się pojawiła, to okazało się, że jest bardzo smaczna. Delikatna w smaku, kremowa, jednocześnie wyrazista, dobrze doprawiona i bardzo sycąca. Zupełnie też zaskoczona byłam, że młody, który ma zaledwie 11 miesięcy wcinał ją tak, że mu się uszy trzęsły. Do czego to doszło... następnym razem będę musiała zamawiać trzy porcje :P O kawie nie będę wspominać, bo doskonale wiecie, że lepszej nie ma w całym Gdańsku i w tym temacie nic się nie zmieniło. 
Zapłaciliśmy około 54 złote (dokładnie nie pamiętam, ot skleroza :) ) i radośnie ruszyliśmy na zewnątrz, na deszczowy spacerek. Dzień zaliczam do udanych :) Chociaż serce boli, że Cafe Factotum przestało być idealne... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz