Zdarza się, że napada człowieka głód, gdy jest w Oliwie. Głód jest nieznośny i potwornie daje się we znaki (jemu, ona jadła w domu). Trzeba wymyślić coś szybko i skutecznie. Nie ma czasu na półśrodki, więc udajemy się do pizzerii. Pizzeria Margherita mieści się w całkiem sporym domu i wygląda raczej jak jakiś zajazd, który można znaleźć, gdy udajemy się w daleka trasę, niż lokalną jadłodalnię. Mimo to postanawiamy się tam udać, bo zapach pizzy unosi się już z daleka.
Wystrój jest bardzo drewniany, powiedziałabym nawet, ze odrobinę eklektyczny. Widocznie właściciel nie mógł zdecydować się na konkretny styl i pomieszał góralskie klimaty, z włoskimi i odrobinkę PRL-owskimi. Rezultat całkiem interesujący, przytulny, z ogromnym piecem i wykończony wrzosami. Sądząc po gościach jest to miejsce, w którym lokalni mieszkańcy wpadają na obiady. Rodzinnie i przyjemnie bez przesadnego i wymuszonego designu.
Obszerne menu, samoobsługa i herbata z mlekiem (dawno nie widziałam takie połączenia w karcie dań). Zamówiliśmy pizzę Diavola, colę i zieloną herbatę (36 złotych). Herbata z saszetki (także standardowo), cola podana w rewelacyjnej szklance, niestety w smaku niezbyt dobra, ale tym charakteryzują się napoje z dystrybutora, a sama pizza zamówiona i zrobiona w zastraszającym tempie. Nie jestem pewna czy on zdążył usiąść po złożeniu zamówienia, a już wołali po odbiór. Obsługi nie oceniam, bo nie miałam z nią styczności praktycznie wcale.
Smak? Bardzo dobre ciasto. Tradycyjny smak pomidorowego sosu. Przyjemne uczucie rozkruszającej się pizzy w ustach. Całkiem miłe doświadczenie. Jak skwitował to on: "ok", czyli polecamy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz