Podczas kolejnej wizyty w Gdyni byliśmy tak głodni, że postanowiliśmy nie eksperymentować z lokalnymi restauracjami i skierowaliśmy nasze kroki do lokalu o długiej, sieciowej tradycji, jakim jest Pizza Hut.
Wnętrze o wiele przyjemniejsze od tego, jakie pamiętam sprzed kilku lat, gdy jeszcze Pizza Hut iała swoją restaurację w Gdańsku, na ul. Długiej. Przyjemnie drewniano i zielono, na ścianach obrazy z przyprawami. Poczekaliśmy chwilkę, aż kelnerka usadziła nas wygodnie w zielonej loży i zabraliśmy się za łapczywe oglądanie menu. A w menu odpowiednio zaprezentowana pizza. Najpierw startery, z których tym razem skorzystaliśmy, a potem bardzo dokładnie pokazane rodzaje ciasta: grube, średnie i cienkie (właściwie ultra cienkie). Rodzajów pizz co niemiara, wiec troszkę nam zeszło wybranie tej jednej jedynej, ale jak tylko to się stało zaraz pojawiła się kelnerka i przyjęła zamówienie.
Troszkę długo trzeba było czekać na starter, który właściwie powinien zjawić się na stoliku bardzo szybko, ale zakładam, że to głód tak makabrycznie wydłużał nam minuty. Dostaliśmy za to cytrynową lemoniadę z ciągłą dolewką (gdy szklaneczka pusta- zjawia się kelnerka i dolewa. I tak do końca wizyty. Za jedyne 9 złotych na dwie osoby), która była absolutnie pyszna i bardzo orzeźwiająca.
Potem wszystko pojawiało się lawinowo: pyszny starter (zawijany w placki pszeniczne ser i kawałek mięska), a następnie pizza (pepperoni ostra i łagodna, po połowie). Bardzo lubię, gdy pizza podana jest na drewnianej desce. Dodaje to całkiem przyjemnego klimatu.
Zresztą nie mogę narzekać. Obsługa bardzo sprawna, chociaż wyraźnie zapracowana. Aż żal mi było, że jest ich tak mało w porze obiadowej. Ale kelnerka idealnie wyczuwała koniec naszej lemoniady i co jakiś czas pojawiała się w razie, gdybyśmy czegoś potrzebowali. Nie nachalnie, jak to czasem bywa, ale bardzo subtelnie. Do tego jedzenie smaczne i sycące. Czegóż oczekiwać więcej, gdy wybierasz się na miasto na obiad?
Za wszystko zapłaciliśmy 47 złotych. Przeczekaliśmy deszcz i wybraliśmy się na gdyński spacerek. Ot co!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz