wtorek, 7 sierpnia 2012

Wook

Zakupy od rana solidnie dają się we znaki. Stąd już o 12-ej żołądek mówi "Halo! Ja tu jestem! A na dodatek pusty!". Rozum w panice poszukuje miejsca, żeby zadowolić żołądek, bo doskonale wie, jak on potrafi się zachowywać, gdy jest pusty. Na szczęście na naszej drodze znalazło się kilka miejsc gotowych przyjąć głodomora. Skorzystałyśmy z zaproszenia restauracji Wook
Ciekawe, czerwone wnętrze. Na suficie pełno czerwonych lampek, do tego wielki kontuar, za którym non stop przyrządzane jest na naszych oczach jedzenie (przez dwóch Azjatów, żeby dodać wszystkiemu odrobinę realności). Buchający ogień z woków, chińskie pokrzykiwania, zapach jedzenia, ciekawy klimat. Koncepcja zamawiania też jest dosyć przejrzysta. Dostajemy bowiem kartę, a w niej dosyć sporo pozycji, każda w przystępnej cenie (6 zł, 8 zł). Takie małe porcyjki, które dowolnie można skomponować. Macie do wyboru zupy, róż w różnej konfiguracji, podobnie makaron, kurczak, owoce morza, wołowina, i cała masa innych mięs. 
Zresztą ja osobiście polecam deser- słodkie kuleczki zhimaqiu w cieście sezamowym! 
Tym razem jednak zdecydowałyśmy posilić się bez deseru i zamówiłyśmy (dwie one) makaron sojowy z warzywami, kurczaka z orzechami nerkowca (raz) i dwa soki. Total wyszedł nam 34 złote. Czas oczekiwania około 15 minut. Smak całkiem przyzwoity, aczkolwiek kurczak odrobinę przesolony, co spowodowało u drugiej jej przemyślenia, że może nieświeży i stąd tyle soli (takie przemyślenia nigdy nie są dobre, nawet gdy z jedzeniem jest zupełnie dobrze). Mi smakowało. 
Jedyne, do czego mogłabym się przyczepić to przedziwni kelnerzy. I nie zrozumcie mnie źle, są bardzo mili i byli mili za każdym razem, gdy tam jadłam, ale coś w nich takiego jest, że masz wrażenie, że mówią o Tobie, że się nabijają, że dziwnie węszą i wcale nie są chętni do pomocy. Na szczęście pan, który obsługiwał nas tym razem (nie widziałam go wcześniej) nie miał żadnej z tych cech, więc ogólne zadowolenie z posiłku sięgnęło 90 %. 
Jakby nie było, polecam :)

1 komentarz:

  1. No ja niestety po tej pierwszej wizycie byla to moja ostatnia. Wg mnie bez smaku:( zalowalismy ze nie mieliśmy czasu na indyjska na Przymorzu. A poszliśmy tak tylko przez tłum w Ikea:( Jedzony byl makaron sojowy z krewetkami oraz kurczak slodko pikantny

    OdpowiedzUsuń