czwartek, 30 sierpnia 2012

Kozi Gród


Przyjemny, słoneczny dzień i do tego jeszcze spędzony nad jeziorem. A jak wiadomo, woda wyciąga energię i pobudza apetyt. Dlatego właśnie po drodze zajechaliśmy do Koziego Grodu na jedzenie. Kozi Gród to hotel i restauracja w Pomlewie niedaleko Gdańska. Bardzo przyjemne miejsce, idealne podczas gorących dni. Chociaż trudno było znaleźć miejsce na parkingu, to jednak się udało i przez recepcję zeszliśmy na dół, do restauracji. Dla tych, którzy są pierwszy raz, powinno być więcej widocznych znaków tam prowadzących, lub po prostu informacja, że niekoniecznie musisz od razu tu zanocować, aby dobrze zjeść. 
Sama restauracja jest klimatyzowana i dosyć przyjemna, aczkolwiek zawsze lepiej, w takie gorąco, usiąść sobie na dworze. Zwłaszcza, że rozpościerał się stamtąd piękny widok: zielona trawa, pełno drzew, które dawały przyjemny cień, małe jeziorko, ogromna trampolina (którą przetestowaliśmy!). 
Na kelnerkę czekaliśmy około 5 minut. Nie była zbyt uśmiechnięta, ale podała eleganckie karty dań i przedstawiła dania dnia. Zresztą na nich się skończyło, więc na stół, za około 15 minut wjechały dwa dania z kaczki w sosie pomarańczowym, kapuśniak, napoje i gorąca czekolada. Do tego, żeby czekanie na jedzenie (bardzo krótko) nie było zbyt uciążliwe, kelner (obsługiwały nas dwie osoby, aby było jeszcze szybciej. Idealnie!) przyniósł czekadełko, czyli zbożowe trójkąty (jak kawałki pizzy) i sos czosnkowy oraz pomidorowy. Bardzo smaczne, a do tego darmowe. Dokładnie tak powinno być w każdej restauracji! Nie wydaje mi się, aby był to ogromny wydatek dla jadłodalni, a robi na prawdę ogromne pozytywne wrażenie. 
Same dania były podane bardzo estetycznie i smakowały wyśmienicie. Kapuśniak odrobinę mało kwaśny, ale na karcie była informacja, że jest robiony z młodej kapusty, więc wiadomo było czego można się spodziewać. Sos podany osobno, ziemniaki podane osobno, co sprawiło, że talerz nie był przepełniony i można było elegancko dozować sobie posiłek.
Kilka razy kelnerka pytała się czy czegoś nam jeszcze potrzeba, na koniec zaproponowała kawę. Wszystko sprawnie, miło i profesjonalnie. Przy takiej obsłudze nawet brak uśmiechu nie jest jakoś specjalnie straszny.
Ciekawa byłam ceny (jak już pisałam, nie dane mi było przejrzeć karty, bo wybraliśmy głównie to, co polecała obsługa), bo samo jedzenie, sposób podania i cała otoczka dawały znaki, że całkiem sporo zapłacimy. Na szczęście okazało się, że nie jest tak źle, co było kolejnym pozytywnym aspektem i przyjemnym zaskoczeniem. Za nasycenie kulinarne trzech osób zapłaciliśmy 107 złotych. 
Zdecydowanie tam wrócę i będę rozkoszować się resztkami lata! 








piątek, 24 sierpnia 2012

Retro

Spacer do Gdańska bywa wyczerpujący, zwłaszcza, gdy myśli się, że pogoda jest średnia i nie ma sensu jechać nad jezioro. Potem okazuje się, gdy jesteśmy już w pół drogi, że jednak jest upalnie. Nie ma sensu się wracać do domu, więc idziemy dalej, ku Gdańskowi, jednak z mocnym postanowieniem natychmiastowego orzeźwienia, gdy będziemy na miejscu (tym razem w zestawie ona i ona, czyli babskie wyjście). Kierujemy swoje kroki na ulicę Piwną, wiedząc, że tam znajdziemy nasze koktajlowe Eldorado. Pozwalam jej wybrać lokal, bo dzisiaj mam ochotę na coś nowego a sama nie mam głowy do wybierania spośród tysiąca szyldów, kilku naganiaczy i niezliczonej ilości stolików i parasoli. 
Kierujemy zatem nasze kroki do kawiarni zaraz na początku Piwnej. Brzmi zachęcająco "Retro- kawiarnia z duszą". Zobaczymy.
Siadamy w ogródku, bo jest całkiem przyjemnie. Na wszelki wypadek wchodzę do lokalu bo nie ma kelnerek na zewnątrz, a nie chciałabym ryzykować, że przez długi czas nikt mnie nie zauważy. Zabieram jedno menu i wracam. Okazuje się jednak, że już po chwili przychodzi uśmiechnięta pani i podaje mi drugie menu. Chwilkę potem wraca, bo dostrzega plamę na naszym stoliku i chce się jej pozbyć, żeby nic nie zakłóciło nam przyjemnego popołudnia. Bardzo przyjemnie! 
Składamy zamówienie: dwa razy  owocowe smoothie. Czekamy bardzo krótko i dostajemy pyszne orzeźwienie. Płacimy niewiele, bo tylko 18 złotych. Wszystko odbywa się sprawnie i miło.
Zastanawiam się jednak nad tym, że w lato wiele tracę, bo nie wchodzę do środa, nie oglądam, nie obserwuję, tylko zadowalam się ogródkiem i obserwowaniem Gdańszczan wymieszanych z turystami. A, że tracę wiele, to wiem na pewno, bo pani z sąsiedniego stolika, która koniecznie musiała wejść do środka (za dużo kawy), zrelacjonowała swojej koleżance, że w środku jest po prostu pięknie. 
Następnym razem siadam w lokalu i rozkoszuję się wnętrzem. Nie ma to tamto!

wtorek, 7 sierpnia 2012

Wook

Zakupy od rana solidnie dają się we znaki. Stąd już o 12-ej żołądek mówi "Halo! Ja tu jestem! A na dodatek pusty!". Rozum w panice poszukuje miejsca, żeby zadowolić żołądek, bo doskonale wie, jak on potrafi się zachowywać, gdy jest pusty. Na szczęście na naszej drodze znalazło się kilka miejsc gotowych przyjąć głodomora. Skorzystałyśmy z zaproszenia restauracji Wook
Ciekawe, czerwone wnętrze. Na suficie pełno czerwonych lampek, do tego wielki kontuar, za którym non stop przyrządzane jest na naszych oczach jedzenie (przez dwóch Azjatów, żeby dodać wszystkiemu odrobinę realności). Buchający ogień z woków, chińskie pokrzykiwania, zapach jedzenia, ciekawy klimat. Koncepcja zamawiania też jest dosyć przejrzysta. Dostajemy bowiem kartę, a w niej dosyć sporo pozycji, każda w przystępnej cenie (6 zł, 8 zł). Takie małe porcyjki, które dowolnie można skomponować. Macie do wyboru zupy, róż w różnej konfiguracji, podobnie makaron, kurczak, owoce morza, wołowina, i cała masa innych mięs. 
Zresztą ja osobiście polecam deser- słodkie kuleczki zhimaqiu w cieście sezamowym! 
Tym razem jednak zdecydowałyśmy posilić się bez deseru i zamówiłyśmy (dwie one) makaron sojowy z warzywami, kurczaka z orzechami nerkowca (raz) i dwa soki. Total wyszedł nam 34 złote. Czas oczekiwania około 15 minut. Smak całkiem przyzwoity, aczkolwiek kurczak odrobinę przesolony, co spowodowało u drugiej jej przemyślenia, że może nieświeży i stąd tyle soli (takie przemyślenia nigdy nie są dobre, nawet gdy z jedzeniem jest zupełnie dobrze). Mi smakowało. 
Jedyne, do czego mogłabym się przyczepić to przedziwni kelnerzy. I nie zrozumcie mnie źle, są bardzo mili i byli mili za każdym razem, gdy tam jadłam, ale coś w nich takiego jest, że masz wrażenie, że mówią o Tobie, że się nabijają, że dziwnie węszą i wcale nie są chętni do pomocy. Na szczęście pan, który obsługiwał nas tym razem (nie widziałam go wcześniej) nie miał żadnej z tych cech, więc ogólne zadowolenie z posiłku sięgnęło 90 %. 
Jakby nie było, polecam :)

niedziela, 5 sierpnia 2012

Pizzeria Leone


W ramach wspierania lokalnych biznesów opowiem Wam o naszej kolejnej wizycie w Pizzerii Leone. Lokal na Oruni Górnej poddawany jest obecnie remontowi, dlatego część pizzerii jest zamknięta, a mebelki, które powinny stać w środku, używane są na zewnątrz (krzesła, stoliki). Sprzyja to przyjemnej konsumpcji na zewnątrz, dodaj lekkich podmuchów wiatru i bezcennej obserwacji otoczenia. Ujmuje niestety estetyce, ale wiemy, że jest to okres przejściowy, by za chwilkę było jeszcze piękniej. 
Zamówiliśmy pizzę i czekaliśmy na nią własnie na owym "zewnątrz". Kelnerka przyniosła nam bułeczki, które pizzeria wypieka sama, razem z masłem i pokrojonym szczypiorkiem. Uważam, że jest to absolutna rewelacja i zdecydowany plus dla Leone! Bułeczki są przepyszne, idealne na pierwszy głód, darmowe i wspaniale komponują się ze świeżym masełkiem. Zresztą mówiłam jemu, że mogłabym tylko je jeść!
Na pizzę czekaliśmy zaledwie 10 minut (wydaliśmy około 30 złotych). Potem szybka droga do domu i jedzonko!
A jak smak? No tutaj nie ma pola do narzekania. Pizza jest taka, jaką lubię. Cienkie ciasto, pełno składników (salami, cebula). Dwa głodomory, jedna duża pizza, dwa napełnione brzuchy, jedno puste opakowanie- to wszystko daje dwie szczęśliwie buzie. Bezcenne!

środa, 1 sierpnia 2012

Tekstylia

Śniadanie w Gdańsku! Tym razem postawiłam na sprawdzony lokal i dlatego właśnie zasiadłam przy stole w Tekstyliach. Mieliście już okazję poznać ten lokal, gdy odwiedziliśmy go jakiś czas temu i ogłosiliśmy to wszem i wobec tutaj, dlatego powiem Wam, co tym razem wpadło mi w oko. 
Przede wszystkim bardzo miły kelner. Uśmiechnięty i pomocny. Wreszcie mają kogoś, kto umie postępować z klientem! Do tego bardzo ładnie wyglądająca sałatka (brawa dla kucharza!) i oczywiście bardzo smaczna (kolejne brawa!). Absolutnie pyszna i odświeżająca herbata, dobra, odrobinkę za szybko topiąca się kawa i smakowicie wyglądająca pascha. 
Do tego wizyta w bardzo miłym towarzystwie i wypełniona bardzo przyjemnymi tematami.
Ogólnie bardzo pozytywnie. Tak powinno być zawsze!