czwartek, 30 stycznia 2014

Piekarnia Cukiernia Babeczki

Oj jak wczoraj śnieżyło! Oj jak dużo śniegu spadało z nieba! I pech chciał, że właśnie wtedy trzy dzielne dziewczyny i dwójka równie dzielnych chłopaków (w swoich szałowych pojazdach) wybrała się na spacer. I chociaż przyjemność spaceru była wielka, to jednak stopniowy wzrost poziomu przemoknięcia zmusił nas do zaprzestania, w trybie pilnym, przechadzania się po parku. Właśnie w taki sposób trafiłyśmy (ledwo, bo widoczność była mała) do kawiarenki, o szumnej nazwie Babeczki (tak głosi szyld, na którym jest jeszcze napisane, że miejsce owe to także piekarnia i cukiernia), po której spodziewałam się raczej pełnej prowizorki, plastikowych kubków i takich samych patyczków do mieszania (dodam tylko, że kawiarenka owa znajduje się w kompleksie usługowo-sklepowym Czerwona Torebka na Oruni Górnej). 
Jakże wielkie było moje zdziwienie, gdy okazało się, że mimo małej liczby stolików (a co za tym idzie również i miejsca), wygląda tam całkiem przyjemnie, cukierkowo, słodko i kolorowo. Od słodyczy można dostać wręcz oczopląsu, bo nie dosyć, że cała masa ich za ladą, to jeszcze wesoło spoglądają smakowite babeczki namalowane na ścianie. No i jest też mój ulubiony stolik skierowany w stronę okna, na samotne przesiadywanie przy kawie, lub herbacie. Jestem w stanie nawet wybaczyć sztuczne kwiatki prosto z Ikei, w doniczkach na stolikach.
Powiem Wam szczerze, że nie miałam okazji dokładnie się rozejrzeć, bo kawiarniane odwiedziny z wózkiem są dla mnie nowością i wiele rzeczy jeszcze muszę opanować, ale wiem na pewno, że możecie tam zjeść słodkości, napić się herbaty, napić się kawy, zjeść kanapkę, kupić chlebek i wypić barszcz. I chociaż herbatka jest systemowa (nie miałam jeszcze okazji spróbować ich zimowego specjału, który być może wymaga pozasystemowego czary mary), to przyznać muszę, że w eleganckich naczynkach pije się ją całkiem przyjemnie. Do tego za 4 złote, czyli wcale nie tak drogo. 
Niestety moje kulinarne podboje zastopował brak terminala, który znacząco wpłynął na zdobyte doświadczenie. Jeśli więc chcecie kupić tam cokolwiek, to uzbrójcie się w gotówkę (mam nadzieję, że brak terminala płatniczego, to tylko kwestia czasu, bo robimy się coraz mniej gotówkowi i obawiam się, że jeśli jakieś miejsce nie chce, lub nie może się przystosować, to może stracić klientów, a to byłoby już całkiem przykre). 
Jest też dobra strona braku terminala. Czuję spory niedosyt i mam zamiar wrócić tam i poza herbatką wypłynąć na pełne morze słodkości. Mam nadzieję, że miła pani za ladą będzie moim sternikiem, żebym nie dryfowała po omacku :)

PIEKARNIA CUKIERNIA BABECZKI, UL. PLATYNOWA/UL. ŚWIĘTOKRZYSKA, CZERWONA TOREBKA, ORUNIA GÓRNA

piątek, 17 stycznia 2014

Appetime

Z zamawianiem pizzy zawsze mamy spory problem. Po pierwsze dlatego, że większość okolicznych pizzerii albo nam się przejadła, albo nie spełniła całkowicie naszych oczekiwań. Po drugie dlatego, że gdy głód doskwiera, odrobinkę boimy się eksperymentować z nowymi lokalami. Zresztą sami wiecie, że zamówienie pizzy łączy się z czasem oczekiwania na nią, więc gdyby okazała się absolutnie średnia, ból byłby stokrotnie większy. 
Tym razem jednak postanowiliśmy zaryzykować i wybór padł na pizzerię, która mieści się w jednym z lokali w Czerwonej Torebce na Oruni Górnej. Miejsce to zwie się Appetime i zachęca klientów pizzą gigant (60 cm), na którą tym razem się nie skusiliśmy. Dodatkowo też szyld głosi, że ich pizza i kebab są najlepsze w mieście. Pewnie mylicie: "cóż za arogancja!". Cóż... zweryfikowaliśmy to. 
Zacznijmy od bardzo miłego głosu w słuchawce, który odbierał od nas zamówienie. Potem przejdźmy do czasu oczekiwania, który wyniósł 19 minut (całkiem nieźle jak na zrobienie pizzy i dostarczenie jej, nawet jeśli od pizzerii dzieliło nas kilkaset metrów). Następnie oceńmy jej wygląd, który był całkiem zachęcający. Cena również wypada zupełnie przyzwoicie, bo 17 zł to nie majątek, a składników całe mnóstwo (co widać na zdjęciach). 
To, do czego można się przyczepić, to przede wszystkim grubość ciasta. Miało być cienkie, wyszło średnie. Myślę, że bezpieczniej dla nich byłoby napisać, że wyboru dokonać można właśnie między ciastem średnim, a grubym. Nie wychylałabym się za bardzo z tym cienkim. 
Również sam smak pizzy był jak owo realne ciasto. I niby tyle składników, niby tyle dobroci, a efekty raczej zwyczajne. Na pewno nie najlepsze w mieście! Myślę, że warto byłoby zacząć z mniejszym marketingowym przytupem, żeby potem nikogo nie bolało, jak ktoś nastąpi obcasem. Cóż... pizza nigdy nie była zbyt prosta...


APPETIME, UL. PLATYNOWA/UL. ŚWIĘTOKRZYSKA, CZERWONA TOREBKA, ORUNIA GÓRNA

poniedziałek, 6 stycznia 2014

PINI Cafe & Vino

Powolutku zaczynamy ogarniać nową sytuację stąd nasz wieczorny spacerek po Sopocie. Teraz jeszcze bardziej będę wychwalać towarzystwo w którym owy spacerek się odbył. Wiadomo przecież :) Żeby więc nic nam nie przeszkodziło w radosnym wędrowaniu nad morzem i po molo, zaopatrzyliśmy się w gorące herbatki na rozgrzanie zziębniętych rąk. 
A w herbatki owe zaopatrzyła nas PINI Cafe & Vino (szyld głosi W Biegu Cafe, ale nie bójcie nic, bo niebawem się zmieni na ten właściwy), którą znajdziecie na Sopockiej Promenadzie. Zresztą trudno jest przegapić całkiem spory napis, który zachęca przechodniów do zakupienia malinowej herbatki XXL za 10 zł, wymalowany na witrynie kawiarni. Wiecie... herbatka... do tego XXL w takie zimno, a jeszcze na dodatek wszystkiego malinowa... reszta historii pisze się sama. 
Zdecydowałam się na wersję wynoszoną herbaty, mimo to jednak grzechem byłoby nie docenić całkiem przyjemnego, przytulnego i zachęcającego wnętrza kawiarni. Bardzo podoba mi się połączenie ciepłego światła, przezroczystych krzeseł i drewna. Do tego odrobina domowej atmosfery budowana przez wszelkie przetwory stojące na ladzie. 
Obsługująca nas pani również zasługuje na pochwałę, ponieważ w miły i sprawny sposób wykonała swoje obowiązki, jednocześnie proponując nam niekonwencjonalne wyjście z sytuacji, gdy okazało się, że herbata jest na tyle ogromna, że nie da się jej wynieść z kawiarni w jednym kubku. Zresztą propozycja podzielenia jej na dwa kubki padła zdecydowanie szybciej, gdy tylko pani zauważyła, że niekoniecznie mamy ochotę na pół litra ciepłego napoju (tzn. wiecie... ja ochotę miałam, ale moja towarzyszka niekoniecznie. Jednak kwestia dwóch kubków na wynos zdecydowanie utrudniłaby mi sprawne przemieszczanie się, a tego wolałam uniknąć). Rezultat był taki, że za 10 zł otrzymałyśmy dwie pyszne, aromatyczne i ciepłe herbatki, pełne zimowego, cytrusowo-korzennego smaku (przestrzegam przed nadmiernym słodzeniem... zupełnie nie pomyślałam o słodkim syropie w herbacie i delikatnie nadwyrężyłam proporcje herbata/cukier...). 
Jedno, co zupełnie nie przypadło mi do gustu, to umiejscowienie stacji umilania napojów, czyli nie mniej, nie więcej miejsca, gdzie można się do woli nasłodzić, namieszać, nacynamonować, naczekoladować, ponakrywać i ogólnie ochędożyć w zakresie wynoszonych napojów. Żeby przesłodzić swoją herbatę musiałam stanąć praktycznie w miejscu drzwi do kawiarni, przez co utrudniałam zarówno wejście, jak i wyjście innym, a owi inni utrudniali mi wszystkie wykonywane czynności, przez co cały proces trwał o wiele dłużej (do akcji pod tytułem "słodzenie" dodajcie jeszcze całą masę ruchów pod tytułem "odsuwanie się i przysuwanie". Szczęśliwie herbata wyszła z tej batalii bez szwanku). 
W taki właśnie oto sposób, pierwsza od kilku tygodni herbata zakupiona w kawiarni, mogła ogrzać moje ręce i cieszyć mój żołądek. Uczucie bezcenne, zwłaszcza, że można ją sączyć w tak doborowym towarzystwie i w tak urokliwym miejscu. Ot co!

PINI CAFE & VINO, SOPOT, UL. BOHATERÓW MONTE CASSINO 63