niedziela, 23 września 2012

Naleśnikowo

Uwielbiam niedziele. Soboty też lubię, ale wtedy najczęściej trzeba zrobić mnóstwo rzeczy, na które nie było czasu w tygodniu (zakładając, że weekend nie jest zwykłym tygodniem). A niedziele to czas absolutnego chillout'u. I już od rana można doceniać zalety rodzinnego miasta. Oj tak! 
Śniadanie w niedziele też może być wyjątkowe. Dlatego tym razem wybraliśmy naleśniki. Naleśnikowo to niewielka restauracyjka na ulicy Ogarnej i właśnie na nią padło.
Już z zewnątrz zapowiada się, że środek będzie co najmniej uroczy. Pastelowe kolory z przeważającym różem, delikatne obłe kształty. Takie słodziutkie, polukrowane, a jednocześnie wyważone miejsce. Nie ma się poczucia zrobienia czegoś na siłę, co zawsze jest cenne. No a przede wszystkim okazało się, że trafiliśmy na promocyjne godziny. Codziennie od 10.00 do 12.00 możecie tam zjeść słodkiego naleśnika i wypić herbatę lub kawę za 10 złotych. Całkiem smakowicie.
Tak więc weszliśmy, zajęliśmy miejsca. Poczekaliśmy chwilkę na menu, aż zorientowaliśmy się, że musimy sami o nie poprosić. Byłoby o wiele prościej, gdyby już na wejściu była jakaś informacja o samoobsłudze, lub gdyby panie za ladą, widząc nasze niezdecydowanie, odrobinę przybliżyły zasady lokalu. Mimo wszystko, sami widzicie, jakoś sobie poradziliśmy i zamówiliśmy naleśnika ze śmietaną i polewą czekoladową, zwykłą herbatę, zapiekanego naleśnika ze szpinakiem i mozzarellą oraz świeżo wyciskany sok z jabłka i marchwi. Wszystko to za jedyne 34 złote. 
Na prawdę ładnie podane. Najpierw napoje, a po pięciu minutach śniadanie. Naleśniki bardzo dobre, pełne nadzienia, sycące nas już w połowie jedzenia. Ciekawe połączenie kwaśnego i słodkiego smaku w jej (słodkim) przypadku i delikatnie niedoprawionego, ale mimo to dobrego smaku w jego (wytrawnym) przypadku. A do herbatki dodany bardzo smaczny herbatnik z suszonymi owocami. 
Najbardziej urzekło mnie podanie sztućców, które były zapakowane w podłużną białą tekturę, z której oprócz nich wystawała różowa, złożona w prostokąt, serwetka. Aż żal było wycierać umorusane buzie.
Jeśli jeszcze pozwolicie mi pomarudzić to do wszystkiego dodałabym bardziej uśmiechnięte, lub po prostu uśmiechnięte, kelnerki.  Bo chociaż obsługa była bez zarzutu, to jednak do takiego wystroju i fartuszka w jabłuszka uśmiech pasuje idealnie. 
Tak czy inaczej ciekawe miejsce, godne polecenia, nawet mimo tego, że niemożliwe jest usunięcie rodzynek z dania. na pewno pojawimy się tam znowu. On i ona. 








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz