niedziela, 6 stycznia 2013

Feel The Chill

Znany na całym świecie mrożony jogurt (frozen yogurt) zawitał do Polski. Podejrzewam, że był tu jeszcze wcześniej, ale ja upolowałam go dopiero teraz w Galerii Bałtyckiej we Wrzeszczu. Na środku korytarza stoi sobie boksik o zachęcającej nazwie Feel The Chill. I chociaż zima nie sprzyja zapotrzebowaniu na chłodek (tzn. sprzyja, ale niekoniecznie w takiej formie, jaka by nas satysfakcjonowała) postanowiliśmy, ona i on, poczuć Chill i przekonać się, czy warto. Zacznijmy od wyglądu stanowiska. Nie mogę powiedzieć, żeby było absolutnie zrozumiałe co gdzie i jak się robi. Napisy na ściankach są mało przejrzyste i początkujący zjadacz jogurtu może być zupełnie zagubiony (ja byłam). Dobrze, że w środku są panie gotowe i chętne (?) do pomocy. Tzn. wydawało mi się, że takie powinny być, bo chociaż pomoc nadeszła bardzo szybko, to mimo wszystko miałam wrażenie, że niezbyt chętnie. 
Po szybkiej instrukcji wydawać by się mogło, że użycie stoiska jest proste. Najpierw plastikowy kubeczek, napełnienie go jogurtem (dużo smaków do wyboru), potem zimne dodatki, ciepłe posypki, ważenie całości i kasa. Napakowaliśmy jogurtu tyle, że nawet załapaliśmy się na darmową kawę (mnóstwo okazji, gdy wypełnisz kubeczek 200 grami) i gdy czekaliśmy na kawę, to dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, jak wiele gotowa, umiarkowanie miła i odpychająco chętna pani ominęła. Cała masa dodatków, poumieszczanych w różnych lokalizacjach, pozostała poza moim zasięgiem. A dodatki te były wielce kuszące, bo i słodkie polewy i chałwa. Cóż...
Zapłaciliśmy za dwa kubeczki jogurtu około 25 złotych (kawy za darmo) i poszliśmy do stoliczka. Dodam jeszcze, że droga ta była wyjątkowo trudna, bo w ręce miałam owe dwa jogurty, jeszcze dwie kawy, cukier, łyżeczki, ewentualne zakupy. I chociaż rąk w sumie mieliśmy cztery, to i tak taca wydawała się niezbędna. Niezbędna i nieobecna, czyli najgorsze możliwe połączenie. Nie wspomnę o braku miejsca, gdzie mogę posłodzić moją kawę i zamknąć, a przede wszystkim wywalić zbędne akcesoria (papierki i inne gadżety). No ale nic to, bez marudzenia udaliśmy się do stoliczków. 
Powiecie, że się czepiam. Cóż. Stoliczki niewygodne i tak niesamowicie nie kameralne, że gorsze byłoby już tylko siedzenie tam nago. Potrącający nas przechodnie, pani obserwująca stoliki nie wiadomo po co, bo ani ich nie czyściła, ani nie pytała, czy jest mi dobrze i, czy smakuje. Szkoda, bo powiedziałabym jej czy wygodnie i czy smakuje...
No ale nie powiem, że było absolutnie źle. Jogurty na prawdę zimne, co lubię. Czekoladowy raczej kwaśny, niż czekoladowy, ale taki smak ma właśnie jogurtowe kakao. Posypka orzechowa mało orzechowa, ale za to chrupiąca. Jego jogurt bez szału, bo w smaku dobry, ale owoce jakieś takie zdechłe.  O kawie nie będę Wam opowiadała. Właściwie lepiej by było, gdyby mi jej nie dali, bo wtedy w krytyce poprzestałabym tylko na jogurcie.
Mimo wszystko udam się tam znowu. Jestem po prostu tak zafascynowana tym produktem i tak podekscytowana, że wreszcie się pojawił w zasięgu mojego przełyku, że czyni mnie to uodpornioną na ogólny chaos i niefachowość. Pierwsze koty za płoty...







2 komentarze:

  1. spróbuj yogen fruz w sopocie, przyjemne miejsce z kanapą i sympatyczna obsługa :) ostatnio na feel the chill się nabrałam, bo myślałam że to yogen się otworzył ale na szczęście szybko zrezygnowałam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ale mimo wszystko te jogurty nie są złe. Nawet smaczne.

      Usuń