niedziela, 17 marca 2013

Nova Pierogova

No, Kochani. Pięknie nam się rozrasta kulinarny Gdańsk. Pięknie i z klasą. Chwali się to wielce. Bo oto w drodze do Filharmonii pojawił się bardzo interesujący, a co najważniejsze obiecujący, lokal. Zwie się Nova Pierogova i zajmuje się przede wszystkim pierogami (niespodzianka, prawda?). Już zanim się tam wejdzie człowiek staje i myśli, że miejsce z takim widokiem po prostu nie może być złe. Marina, Długie Pobrzeże ze wszystkimi swoimi cudami, kamieniczkami, Muzeum Morskim i tysiącem innych oko-zawieszajek. A do tego pięknie zaplanowany lokal (ukłony dla dewelopera) z wielkimi oknami, żeby przypadkiem nic nie umknęło. 
Od tego momentu będziecie się już tylko zachwycać. Wystrój bardzo kojący, spokojny, wysmakowany, przyjemny dla oka, subtelny, a jednocześnie absolutnie współczesny i designerski. Była tam ona, był i on. I o nim teraz chwilkę chciałam napisać, bo wprost nie mógł powstrzymać zachwytów nad projektem menu, nad grafiką, czcionką i ogólnym dopasowaniem. A menu rzeczywiście piękne, nówka, nie śmigane. Do tego same pyszności w środku, aż trudno się zdecydować. Ale idąc za moją zasadą, że pierwszy raz zamawia się standardowo, stanęło na ruskich pierogach dla niej, a dla niego pierogi ze szpinakiem i z fetą. 
Bo widzicie, Nova Pierogova to miejsce z profesjonalnym nastawieniem do pierogów. Tam musi być dobrze, smacznie i niezaprzeczalnie jakościowo. Tak przynajmniej obiecują w menu. Do tego mówią, że chcą być też niestandardowi w smaku i łączyć to, czego połączyć się nie da, podać to, czego podanie nie jest możliwe oraz zamienić to, co mało smaczne, w absolutnie wyśmienite . I powiem Wam, że chyba mają rację, bo porcja pierogów, jaką wszamaliśmy, była rewelacyjna. Ciasto jak w domu, nadzienie wyraziste i przepyszne, do tego niezbyt ciężkie dla żołądka, jak to zwykle bywa z pierogami. Jedna porcja posypana słonecznikiem, co stworzyło zaskakująco pozytywny duet. Jadłam i smuciłam się, że będę musiała przestać, czyli dokładnie tak, jak powinno być. 
Co będę Wam dużo pisała, jestem po prostu zachwycona. Obsługa przyjemna, uśmiechnięta, uprzejma, zainteresowana naszym nastrojem. Zachwycona jestem literalnie wszystkim, bo nawet kibelek przypadł mi do gustu (powstrzymam się jednak ze zdjęciami :) ). 
Cenowo wyszliśmy bez szwanku, bo za dwie porcje pierogów, colę i herbatę z duża dawką witaminy C, zapłaciliśmy około 45 złotych. Tylko ważne, żebyście zabrali gotówkę, bo terminala jeszcze nie mają. 
Generalnie ochy i achy. Cud, miód, malina, gotowane pierogi. 









2 komentarze:

  1. kurcze nie zwiedziłam kibelka, muszę wrócić :D kolejny powód jest dobry

    OdpowiedzUsuń