niedziela, 20 maja 2012

Stacja Sopot

Dzisiejsze przedpołudnie zaprowadziło nas do nowego lokalu, który zaproponował Łukasz G. Śniadanko wszamaliśmy wcześniej, więc zostało już tylko miejsce na mały deserek. Potrzebowaliśmy odrobinki spokoju, miejsce do pracy i wifi. Wszystko to znaleźliśmy w Stacji Sopot.
Niepozorny baner, niepozorne podwórko, niepozorne schody i drzwi. W sumie nawet niepozorny krajobraz, bo od Monciaka trzeba troszeczkę odejść, żeby tam się dostać, stąd mało przechodniów. No ale okazało się, że środek już taki niepozorny nie jest. 
Uśmiechnięta pani za ladą, mówiąca nam wesołe "dzień dobry". Wystrój lokalu bardzo świeży i letni. Dwie sale, w jednej bar, wysokie krzesła i telewizor z kuchennym programem, druga sala to przyjemne stoliki, wygodne kanapy, mnóstwo światła i papierowe lampiony na suficie. 
Białe menu, które zachęca nas do zakupu zdrowych sałatek ze wszystkim, co sobie wymarzysz. Do tego kawa, herbata, świeżo wyciskane soki i koktajle. Zresztą właśnie na koktajl się skusiliśmy. Padło "bananowo-truskawkowy" i "truskawkowy". Długo czekać nie było trzeba (niestety klientela nie dopisała) i oto na stole pojawiły się dwie wysokie szklanki (trzy, jeśli liczyć Łukasza G.) wypełnione różowym koktajlem i przystrojone odrobiną truskawki i dziwnym owockiem. Wyglądały przepysznie. Łukasz i on wypili je jednym haustem. Mnie niestety nie smakowało aż tak, jak spodziewałabym się po truskawkowym koktajlu. Prawdopodobnie nie spodobał mi się jego naturalny charakter. Bardziej, od naturalnego smaku owoców, przekonuje mnie posłodzony trunek. No niestety, taki już ze mnie zepsuty cukrem potwór. 
Mimo wszystko wypiłam go z radością, bo rzadko kiedy pojawiam się w miejscu, które od pierwszego wchodzenia sprawia, że czuję się bardzo swobodnie. Trudno mi powiedzieć co tę swobodę wywołało. Wydaje mi się, ze dużo dało tutaj samo pomieszczenie, naturalność (objawiająca się również w drewnie), książki w oknach, piękna słoneczna pogoda, leniwe przedpołudnie i miłe towarzystwo. Cenowo również nie byłam pokrzywdzona, bo zapłaciliśmy tyle ile powinno się płacić na takie koktajle (10 zł). 
Uzbrojeni w witaminki, udaliśmy się na przeczesywanie ulic Sopotu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz